Pełna relacja z objazdu trasy - pierwsze 1800 km

Czas czytania: około 19 minut

Pełna relacja z objazdu trasy - pierwsze 1800 km

Mój najdłuższy wyścig w tym roku został odwołany. Postanowiłem więc połączyć przyjemne z pożytecznym i objechać pierwsze 1800 km Race Around Poland w celu przeglądu trasy i wprowadzenia ewentualnych korekt. Część dróg zaplanowanych pod wyścig znam i jechałem nimi rowerem. Pozostałe - szczególnie od Warszawy do wschodniej granicy - są mi mniej znane. Opracowanie trasy to jedna z ważniejszych prac w ramach organizacji wyścigu. Zakładam, że przed lipcem przyszłego roku przejedziemy każdy odcinek rowerem lub samochodem średnio 3 razy, ostatni - na miesiąc przed startem imprezy.

Wybór danego odcinka trasy dokonywany jest pod względem kilku kryteriów:
- jakość asfaltu
- bezpieczeństwo (natężenie ruchu, liczba tirów, szerokość jezdni, hałas)
- dostępność stacji benzynowych i sklepów

Jak wiadomo - te kryteria często się wykluczają. Dobry asfalt i dostępność stacji benzynowych często oznacza duży ruch. Mały ruch to z kolei brak otwartych długo sklepów i nie rzadko kiepski asfalt. Jednak nie są to reguły, dlatego warto szukać jak najbardziej optymalnych tras. 
Żeby było jasne - nie szukamy łatwych dróg. To jest NAJTRUDNIEJSZY wyścig ultra w Polsce. Dlatego trasa często kluczy zaliczając najcięższe i najciekawsze podjazdy.

Objazd trasy zaplanowałem na 2-7.09. Codziennie miałem robić około 300 km, aby jechać zgodnie z limitem wyścigu. Na koniec każdego dnia miałem zarezerwowany nocleg, więc nie było wyjścia - musiałem być na czas. Kolejne noclegi wypadały w:

1. Hrubieszowie
2. Lutowiskach
3. Czorsztynie
4. Bielsku-Białej
5. Złotym Stoku
6. Szklarskiej Porębie

8.09 miałem zjechać do Jeleniej Góry i stamtąd wrócić pociągiem do Warszawy.

Plan był taki, żeby codziennie startować o 3-4 rano i w ten sposób zdążyć na wieczór do hotelu przed zamknięciem recepcji, czyli przed godziną 23-ą - 24-ą. 

Co ze sobą zabrałem? Nie jestem bardzo doświadczonym bikepackerem. Miałem do dyspozycji jedynie 2 torby: Apidura Expedition Saddle Pack 17l (425g) oraz Apidura Racing Top Tube Pack 1l (105g).

Ale zacznijmy od roweru:
Trek Domane SL4 2020 - karbon z osprzętem treningowym Tiagra, tarczówkami i oponami 32. Do tego lemondka Tranz-x i pomiar mocy Garmin Vector 2 na dwa pedały.

Masa: około 10kg (+-100g)

Rower przygotowany został przez Wojtka Jarzynę, który wszystko rozebrał, umył, nasmarował, skręcił i wyregulował. Działało bez żadnego problemu!

Bagaż (malejąco wg masy):

  • buty 551g
  • torba tylna 425g
  • spodenki krótkie x2 408g
  • koszulka krótka x2 359g
  • kurtka Assos Sturm Prinz 296g
  • telefon z  dodatkową baterią 280g
  • kask aero 278g
  • dętka x2 211g
  • imbusy 190g
  • lekkie zamknięcie do roweru 155g
  • bateria do Garmina 133g
  • ładowarka USB 131g
  • nogawki 131g
  • bidon x2 130g
  • licznik Garmin Edge 1030 124g
  • lampa tylna x2 119g
  • lampa przednia z wynienną baterią 114g
  • koszulka cywilna 107g
  • torba top tube 105g
  • kremy Manaslu Outdoor Extreme i Manaslu Outdoor City 104g
  • ładowarka do lampy przedniej 97g
  • pompka mała 87g
  • skarpety wysokie transferowane z kolekcji Race Around Poland x2 86g
  • guma do mocowania bagażu 85g
  • kurtka lekka żółta 81g
  • slipy 72g
  • torebki foliowe x5 70g
  • skórzane etui 69g (niepotrzebne)
  • rękawiczki ciepłe 65g
  • koc ratunkowy (folia NRC) 63g
  • pasek tętna 55g
  • dodatkowa bateria do lampy przedniej 54g
  • smar do łańcucha 54g
  • ładowarka do telefonu 53g
  • rękawki 53g
  • okulary ciemne z woreczkiem 51g
  • pasta do zębów 46g
  • ochraniacze na buty z kolekcji Race Around Poland (aero, materiał Lightning) 45g
  • klucze do domu 41g
  • wydruki 8 stron (rezerwacje, bilety) 39g
  • łyżki do opon 36g
  • komin (buff) z kolekcji Race Around Poland 32g
  • czapeczka kolarska z daszkiem z kolekcji Race Around Poland 27g
  • rękawiczki aero z kolekcji Race Around Poland 25g
  • nożyczki 20g
  • karta kredytowa x2 11g
  • taśma izolacyjna 8g
  • Ibuprom Max 7g
  • papier toaletowy 7g
  • nakładka elektrycznej szczoteczki do zębów 6g
  • dowód osobisty 5g
  • banknot 200zł 0g

W sumie 5801g + 10kg rower

Ostatnio czytałem relację Krystiana Jakubka z wyścigu gravelowego PGR. Jakub tez podsumował swoje rzeczy. Dla porównania jemu wyszło około 8kg + 2,5kg (jedzenie i picie).

A tak wyglądała moja podróż dzień po dniu:

Dzień Pierwszy.
Wyruszyłem o 3:50, zaraz jak w Warszawie skończyła się ulewa. Mateusz odtransportował mnie do Gassów. Dziś w planie było około 350 km. Po płaskim. Realny plan. Po 7:00 zjadłem śniadanie w sklepie w Parysowie. Godzinę później przekraczałem rzeczkę Wilgę podążając w kierunku Krzywdy. Asfalty jak do tej pory dobrej jakości a ruch drogowy mały. Z tego co pamiętam, tymi drogami poprowadzony był kilka lat temu Maraton Podróżnika. Za Krzywdą, w Zimnej Wodzie zasmakowałem malin prosto z krzaka. O 13:00 dotarłem do Parczewa. Tam szybka kawka i dalej w drogę. Za Kodeńcem asfalt wyraźnie się pogorszył. Dużo łat. Może uda się ten odcinek wymienić na drogę lepszej jakości. Za Włodawą trasa wiedzie wzdłuż granicy. Piękne widoki. Pola uprawne. M.in. słoneczniki i tytoń. W lipcu będzie tu dużo bocianów. Niestety dalej asfalt nie jest idealny. W rejonie Hniszowa - sporo dziur. Alternatywą byłaby droga przez Chełm. Zaraz przed 21:00 docieram na nocleg do Hrubieszowa. Hotel Gniecki. W przystępnej cenie bardzo dobre warunki do wypoczynku. Długo otwarta restauracja, możliwość wzięcia bogatego prowiantu zamiast śniadania (zawsze wyjeżdżam przed godziną, w której hotele zaczynają podawać śniadania), możliwość przechowania roweru w pokoju. Ten dzień zakończył się dystansem 345 km i 1175 hm. Czyli dotarłem na PK1 i zmieściłem się w limicie wyścigu :)

Dzień Drugi.
Wyjechałem 4:52, czyli godzinę później niż planowałem. Jednak miałem zapas czasu, bo dzisiejszy etap miał być wyraźnie krótszy. Na początek konstatacja, że trzeba trochę zmodyfikować wyjazd z Hrubieszowa, bo aktualnie zahacza o kilkaset metrów pod zakazem dla rowerów. Początek jazdy to zmaganie się z narastającym zimnem. Niby coraz widniej, ale jednak coraz zimniej. Dopiero godzina 8:00 dała początek temperaturom dwucyfrowym. Wtedy też zatrzymałem się, żeby zjeść śniadanie z herbatą na Orlenie w Tomaszowie Lubelskim i ogrzać się w słońcu.
Droga 865 od Bełżca do Cieszanowa trochę zatłoczona. Za to za Oleszycami, np. w okolicach Nowej Grobli, pusto a asfalt jak złoto! Taka sytuacja aż do Duńkowic, gdzie trasa skręca na drogę nr 94 w stronę Radymna, aby następnie wspinać się całkiem sporymi pagórkami do Przemyśla. Przejazd przez to miasto jest również trzeba będzie zoptymalizować aby uniknąć totalnie dziurawych ulic.
Przemyśl opuszczam o 14:00 aby puścić się klasyczną trasą na Arłamów. Na górze, pod hotelem jestem o 16:30. Warto pamiętać, że za hotelem jest jeszcze podjazd pod Braniów a potem pod Roztokę. Następnie Ustrzyki Dolne, hopa w Żłobku i ostatnia w Lutowiskach. Jestem tam (w Stanicy Kresowej Chreptiów) o 20:00. Kolejna miejscówka godna polecenia. Restauracja, długo czynna recepcja i możliwość trzymania roweru w pokoju. Dzień zakończony dystansem 246 km i 2358 hm. W sumie 591 km i 3533 hm. Czyli nadal trzymam się limitu wyścigu osiągając PK2.

Dzień Trzeci.
Tym razem zebrałem się do drogi o 3:02. Przede mną górski odcinek - prawie 300 km i ponad 3000 hm. Na początek droga przez serce Bieszczadów. Przełęcz Wyżniańska, Brzegi Górne, Przysłup. Zaraz po 6:00 Garmin pokazał 3 st. C, czyli najniższą temperaturę podczas całej wyprawy. Prawie wyłem z zimna i używałem wszystkich sił do trzymania oczu otwartych. Wypatrywałem otwartego sklepu czy stacji benzynowej. Na sklep trafiłem dopiero w Komańczy po 8:00. Znowu czas na śniadanie i wygrzewanie się w słońcu. Beskid Niski dostarczył mi wspaniałych widoków. Duże stada owiec pasane przez psy. Sporo bacówek z serkami i innymi wyrobami owczymi i kozimi. Wolałem nie ryzykować żołądkiem, ale w innych okolicznościach na pewno bym się zatrzymał i skosztował. Droga 897 aż do połączenia z krajówką 19, to gładki asfalt i mały ruch. W Jaśliskach zjechałem do miasta, żeby zobaczyć jak na żywo wygląda rynek i kościół z filmu "Boże Ciało". Po dojeździe do 19-tki, skręciłem w lewo w stronę Barwinka. Od razu natknąłem się na ruchliwe wahadło, ale wiedziałem, że ten odcinek trwa tylko chwilę. Przed Tylawą zjechałem na piękną drogę przez Mszanę i Chyrową. To bardzo dobry objazd Dukli. Gładziutki asfalt, stare PGRy, ptaki o rozłożystych skrzydłach krążące nad polami w poszukiwaniu ofiary i opuszczone już gniazda bocianów. W Komisarkim trasa dołącza do drogi 993. Wiem już, że za wolno jadę, żeby trasą wyścigu zdążyć na nocleg w Czorsztynie. Podejmuję decyzję o skrócie przez Gorlice i Nowy Sącz. Do Gorlic droga miejscami kiepska, miejscami dobra. Za to dość ruchliwa. Za Gorlicami dołącza do mnie miejscowy właściciel serwisu rowerowego i ciągnie mnie przez parę ładnych kilometrów. Chwała mu za to! Poza tym miło było zamienić kilka słów. Zjadam dobry i tani trzydaniowy obiad w restauracji przy stacji benzynowej w Krygu. Jest po 15:00. Pozostaje przejechać przez Nowy Sącz i dalej w kierunku Pienin, aby dołączyć do trasy Race Around Poland. Spotykam dużo trenujących szosowców. Miły widok. Za Starym Sączem gubię trochę drogę i podjeżdżam gratisowe hopy :) Potem wzdłuż Dunajca do Krościenka. Miasteczko pięknie oświetlone. Na koniec 36-kilometrowy podjazd do Czorsztyna. na początku łagodnie, potem ponad 10%. Cóż - zamki budowano na skałach :) Nocleg w bardzo przyjaznym Kinga Hotel Wellness. Byłem 22:40, czyli zdążyłem przed zamknięciem restauracji :) Miła obsługa, można trzymać rower w pokoju. Bilans dnia - 283 km i 3042 hm. W sumie 874k m i 6575 hm. Jako, że skróciłem trasę i nie wyrobiłem 900km w 3 dni, trzeba uznać, że gdyby to był wyścig, to tutaj byłbym już poza limitem i w klasyfikacji zakończyłbym przygodę na PK2. Jak widzicie Race Around Poland to nie jest łatwy wyścig. "Race" dla wszystkich, ale "Around" dla najlepszych!

Dzień Czwarty.
W hotelu była wanna i tak mi się miło wypoczywało, że pospałem do 6:00 a wystartowałem dopiero o 6:53. Skoro wyścig mnie pokonał i limit dogonił, to postanowiłem to pocelebrować dłuższym wypoczynkiem ;). Po zjeździe z zamku w Czorsztynie, w Łapszach Niżnych doświadczyłem magicznych obrazów. Zaraz za wysoką siatką, przy drodze, zobaczyłem duże stado dostojnych, nieruchomych, patrzących w stronę słońca - jeleni. Pierwszy raz w życiu - tak dużo i tak blisko. Byłem cichy, znalazłem miejsce żeby położyć rower i sięgnąć po komórkę, żeby zrobić zdjęcie. One były jeszcze cichsze. Nie wiem kiedy, zmyły się bezszelestnie. Stałem tam jeszcze chwilę osłupiały. Podszedł miejscowy góral, potwierdził, że "one tu przychodzą" i pokazał mi swoje zdjęcia jeleni z komórki :) U podnóży Łapszanki - tradycyjny sklep ze śniadaniem. Podjazd wszedł bardzo miło. Widoki na Tatry - przepiękne. Dalej w stronę Głodówki. Zaraz za Bukowiną Tatrzańską zorientowałem się, że jeśli chcę zdążyć na nocleg w Biesku-Białej, znowu muszę skrócić trasę. Na szczęście te rejony w tym Czarną Górę i Gliczarów, dość dokładnie zjeździłem podczas Tour de Pologne Amatorów 2019, Maratonu Północ Południe 2019 i Podhale Tour 2020. Pojechałem zatem przez Ząb, tylko w drugą stronę niż prowadzi trasa RAP a następnie uderzyłem na Jabłonkę. Skróciłem przez Słowację, żeby wspiąć się do Korbielowa i stamtąd zjechać do trasy RAP w Peweli Małej. 
Tam czekał na mnie Dawid z Filipowych Kilometrów. Nieoceniona pomoc. Razem dużo raźniej wjeżdżało się po kolei na Rychwałdek, Kocierz, Wielką Puszczę i wreszcie Przegibek. Stamtąd prosto w dół do Bielska-Białej na nocleg. Zakończyliśmy o 22:30 w hotelu Beskid Park. Ale nie polecam jakoś mocno - hotel zaraz przy piwnym barze, do późna awantury i rower w pokoju na nielegalu ;)
Bilans dnia - tylko 188 km i 2621 hm, w sumie 1062 km i 9296 hm

Dzień Piąty.
Ruszyliśmy z Dawidem o 3:47 w stronę Rybnika. Dawida tereny, więc sprawnie mnie tamtędy przeprowadzał. Od samego początku padało. Za Rybnikiem żegnam się z kompanem i lecę w stronę Raciborza. To było bardzo miłe, inspirujące i owocne spotkanie! Dzięki, Dawid! W Raciborzu wracam na trasę RAP. Wjeżdżam w bardzo sympatyczne tereny Opolszczyzny. Dużo mało uczęszczanych dróg dobrej jakości. Piękna przyroda. Aż chce się cisnąć! W Prudniku skręcam w lewo na rondzie im. Stanisława Szozdy. Wypatruję innych śladów po naszym mistrzu. Są! Po lewej stronie pomnik upamiętniający największe sukcesy legendarnego kolarza. W Charbielinie ciekawa przygoda. Jak szanujący się bikepacker, siedzę pod sklepem i zajadam obiad. Sympatyczny pan zwraca mi uwagę, że za sklepem jest ławeczka. Faktycznie! Nawet w cieniu. Poza tym stolik, dwa krzesła biurowe. Do tego ślady spożycia w postaci niezliczonej ilości kapsli i pustych butelek ładnie ułożonych w stertę. Na dodatek dwa naczynia zawieszone na gałęziach - kieliszek i szklanka do piwa. A do drzewa przybity otwieracz na łańcuchu. Pełna profeska!
Droga 46 za Nysą trochę zatłoczona, może trzeba będzie wyznaczyć alternatywę, jeśli się da. Za to miejscówka noclegowa w Złotym Stoku, czyli "Staszica 16" nieopodal Kopalni Złota - rewelacyjna. Gospodarze kiedyś współorganizowali wyścigi MTB. Prowadzili nawet grupę kolarską. Wiedzą, o co chodzi. Byłem u nich już około 18:00. Rower w specjalnym pomieszczeniu. Pod ręką pompka stacjonarna. Ja zaopatrzony w świeże owoce na wieczór i prowiant na śniadanie. Polecam!
Tego dnia przejechałem 220 km i 1503 hm. W sumie na liczniku - 1282 km i 10699 hm.

Dzień Szósty i ostatni.
Ze Złotego Stoku ruszyłem o 6:34. Kierunek - Kłodzko. Tam zgodnie z planem zjadłem śniadanie na stacji i poczekałem na otwarcie marketu sportowego, w którym kupiłem cywilne buty, spodnie i t-shirt. I tak miałem zrobić takie zakupy, ale celowo poczekałem do objazdu trasy. Tym samym nie musiałem wozić przez cały tydzień dodatkowych rzeczy zwiększających masę zestawu i zabierających objętość torby. Alternatywą mogło być też wysłanie ubrań do ostatniego hotelu. Podczas wyścigu będzie natomiast możliwość zostawienia przepaku - na mecie lub/i w wozie wsparcia organizatora (tym, którym będziemy jechali w tempie limitu trasy). W ten sposób zawodnik będzie miał dostęp do swoich rzeczy w momencie zakończenia rywalizacji, bez względu na to czy ukończył cały dystans, czy finiszował na którymś z PK.
Dodatkowo zadzwoniłem z trasy do hotelu w Szklarskiej i zapytałem, czy będzie możliwość uprania i wysuszenia kolarskich rzeczy. Pani z Hotelu Villa Wernera była tak uprzejma, że zgodziła się to ogarnąć, bez dodatkowej opłaty. 
W okolicach Radkowa zorientowałem się, dlaczego od kilku dni na zjazdach słyszę bicie koła. To przez to, że problem dotyczył już także jazdy po płaskim. Zlokalizowałem, że chodzi o tylne koło i zobaczyłem, że pruje mi się opona przy obręczy. To niestety moja wina. Jako że oponki grube, 32 mm, to nominalne maksymalne ciśnienie nie za duże. Postanowiłem więc przed jazdą dobić 10 PSI ponad nominał. W przypadku tej opony nie było to dobrym pomysłem. Do mety miałem 120 kilometrów. Skierowałem się najkrótszą drogą do Szklarskiej. Jechałem z duszą na ramieniu. To było bez sensu. Zmieniłem zdanie i zadecydowałem, że staję w najbliższym serwisie, żeby rozwiązać problem. Taki też znalazłem w Broumovie (Czechy). Kilkadziesiąt minut czekania na otwarcie sklepu, 10 minut roboty i miałem nową oponę za 44zł z robocizną. 
W okolicach Mieroszowa wracam na trasę RAP. Tam piękny asfalt i bardzo mały ruch drogowy. Potem podjazd na Rozdroże Kowarskie. W okolicach Ściegien, między Kowarami a Karpaczem ukazują się Karkonosze z królującym, charakterystycznym szczytem Śnieżki, na którym z daleka widać spodek obserwatorium meteorologicznego.
W Karpaczu miłe spotkanie z Iloną i Maćkiem (Browerzyści) z mojego rodzinnego Tomaszowa. Dalej pod górkę, do Orlinka, lekki zjazd i znowu w górę do Karpacza Górnego (okolice Świątyni Wang). Powoli robi się wieczór i szczyty Karkonoszy nikną z horyzontu. Lecę przez Podgórzyn, Piechowice i staję do walki z ostatnim podjazdem, czyli ulicą Piastowską/Górną. 
Do hotelu docieram przed 22:00. Tego dnia przejechałem 158 km i 2472 hm. Przez 6 dni wyszło w sumie 1440 km i 13171 hm.

Zgodnie z obietnicą pani z recepcji mogę oddać ciuchy do prania. Teraz już relaks a rano hotelowe śniadanie z pięknym widokiem. To wyjątek, bo zawsze ruszałem zanim hotele zaczynały serwować posiłek. W dwóch przypadkach (Hrubieszów i Złoty Stok) zamiast śniadania dostałem prowiant.

Dzień Siódmy. Powrót.
Po śniadaniu czekał mnie lajcik w postaci 20-kilometrowego zjazdu do Jeleniej Góry. Tam o 13:04 ruszyłem IC Orzeszkowa do Warszawy. Bardzo fajne połączenie. Mało ludzi, Wars, miejsca na rowery. Na miejscu jestem o 19:55 i przed 21:00 melduję się w domu.


PODSUMOWANIE:

  1. Limit 300 km/dzień jest osiągalny dla wytrenowanych zawodników. Ale taki jest Race Around Poland. To nie jest przejażdżka. To jest NAJTRUDNIEJSZY wyścig ultra w Polsce. Tylko najlepsi zmieszczą się w limicie i osiągną metę w Warszawie okrążając Polskę i pokonując ponad 30000 m przewyższenia. Z drugiej strony jest to wyścig dla każdego. Każdy może przygotować się, aby zaliczyć PK1 (330km) w ciągu 24h i zostać oficjalnie sklasyfikowanym oraz odebrać medal a potem za rok spróbować dojechać w limicie do PK2, PK3 itd. Mnie przy aktualnej wadze i wytrenowaniu udało się dojechać do PK2. Po prostu - "RACE for all AROUND for the best"!
  2. Na wielodniowym ultra, szczególnie w formule non-supported wyzwaniem jest sprawne ogarnięcie nocnej przerwy. U mnie taka przerwa trwała co najmniej 5 godzin. To dużo. Jednak nie był to wyścig, więc dałem sobie trochę luzu, żeby nie jechać jak zombie ale - poza weryfikacją trasy - cieszyć się z jazdy. Od dotarcia na metę do zapadnięcia w sen mijały 2 godziny. W tym czasie uzupełniałem kalorie, robiłem pranie jednego z dwóch kompletów (koszulka, spodenki, skarpety), rozwieszałem całe obranie do wysuszenia, brałem kąpiel i pielęgnowałem obtarcia kremem Manaslu Extreme. Potem sen minimum 2 godziny (zwykle więcej). Rano kawa, ew. jedzenie (jeśli miałem co jeść), spakowanie wszystkich rzeczy (wyprany, mokry strój jedzie na zewnątrz, nie w torbie), ubranie się i w drogę. Max 1 godzina. Jak widzicie wszystko na luzie, bez pośpiechu. Na wyścigu nie będziecie mieć takiego komfortu. O ile snu nie da się dowolnie skracać (jego optymalna długość to kwestia indywidualna), to pozostałe czynności można wykonać szybciej.
  3. Wygląda na to, że rozwiązałem swój problem z obtarciami i obrzękami siedzenia. Codzienne stosowanie Manaslu Extreme uelastyczniało skórę, łagodziło skutki drobnych ran i przyspieszało gojenie. Zamiast stosować Assos przed i Sudokrem w trakcie - wystarczyło użyć Manaslu, które nie zaognia ran jak Assos i nie lepi się jak Sudokrem.
  4. Pomysł na przejechanie trasy w celu weryfikacji stanu dróg i ich zatłoczenia okazał się być trafiony. Oczywiście trasę będziemy też objeżdżać samochodem, ale nic tak nie weryfikuje, jak odczucie wszystkich asfaltów na własnym tyłku i ruchu drogowego na własnej skórze i we własnych uszach.
  • Autor: Remigiusz Siudziński
  • Data wpisu: 05.05.2024