Za zgodą szefowej ekipy Philippe’a Maya – Tracie, poniżej publikujemy w całości przygotowany przez nią tekst o starcie tego wybitnego atlety w tegorocznej edycji race Around Poland:
Od czego zaczyna zawodnik, który podsumowuje jedną z najbardziej epickich przygód w swojej karierze kolarskiej....
51-letni Philippe May, rozpoczął swój udział w Race Around Poland z nadzieją, że będzie pierwszym Szwajcarem i pierwszą osobą z wszczepionym rozrusznikiem serca, która ukończy ten wyścig.
W kolarstwie ultra większość ludzi kieruje się cytatem z Mike'a Tysona "Każdy ma plan, dopóki nie dostaniesz w twarz". RAP dla Philippe był doskonałym przykładem trafności tego cytatu, który przemawia do każdego sportowca.
Race Around Poland to zdecydowanie najtrudniejszy wyścig, w jakim Philippe próbował wziąć udział. Ponieważ 90% przewyższenia (ponad 30 000 metrów) znajduje się w pierwszej połowie trasy, wiedział, że czeka go szalona wspinaczka w krótkim czasie. Były nawet duże odcinki tras szutrowych, których się nie spodziewał. Do tego dochodziła jeszcze pogoda, z którą musiał sobie radzić - od ekstremalnego upału w okolicach 40 stopni Celsjusza po marznący deszcz i ulewę z burzami z piorunami. Oczywiście wszyscy inni musieli sobie poradzić z tymi warunkami, ale Philippe był jedynym obcokrajowcem, który nie znał terenu, języka, wysokości i trasy.
Choć Philippe jest doświadczonym zawodnikiem, który miał wspaniałą załogę, popełnił kilka błędów. Pierwszym i najbardziej brzemiennym w skutki okazało się pozostawanie w mokrych spodenkach kolarskich na początku wyścigu przez zbyt długi czas. Po drugie, nie mógł spać, jeść i odpowiednio wypocząć pierwszej nocy wyścigu, co dało o sobie znać później. Gdy Philippe zaczął się już oswajać z wyścigiem, został pogoniony i przestraszony przez dużego psa, który złapał w pysk jego buta rowerowego i kostkę. Na szczęście Philippe zdołał się odpiąć i odgonić psa, podczas gdy jego ekipa dała sygnał klaksonem, by go przestraszyć. Kiedy wydawało się, że wszystko się układa, a on sam zapanował nad odżywianiem, odpoczynkiem i czasem, został potrącony przez nieostrożnego kierowcę wyjeżdżającego z parkingu na mocno uczęszczanym odcinku trasy. Miał dużo szczęścia, że nie odniósł poważnych obrażeń, bo został zrzucony z roweru, który wylądował po drugiej stronie drogi, a samochód mocno uderzył go w cały prawy bok. Ale w prawdziwym swoim stylu Philippe po prostu sprawdził, czy jego rower jest w porządku, wsiadł z powrotem i kontynuował jazdę. Niestety, te incydenty w połączeniu z wcześniejszymi błędami zmusiły Philippe'a do rezygnacji z wyścigu przed planowanym przejechaniem 3600 km.
Choć nie udało mu się osiągnąć pierwotnego celu 3600 km, to jednak przekroczył pułap 1800 km i otrzyma medal finishera za ten odcinek wyścigu. Ponieważ Philippe ścigał się i przechodził przez wiele przeciwności, ukończenie etapów górskich stało się jego nowym celem. Dla jego ekipy ciężko było wycofać się z wyścigu po ukończeniu najtrudniejszych etapów, wiedząc, że czekające Philippe płaskie odcinki będą jego mocną stroną.
Ale to jest kolarstwo ultra, nic nie jest małe, nic nie jest łatwe, nic nie jest podane zawodnikowi na srebrnej tacy. Poświęcenie włożone w trening, kontakt z ekipą, podróż na start, wszystko to ma wpływ na to co doprowadza kogoś do mety. Philippe dokonał czegoś wielkiego i wraz ze swoją fenomenalną załogą był w stanie pojechać dalej i szybciej niż kiedykolwiek wcześniej. W tym wyścigu towarzyszyła mu "Drużyna A" i na pewno wróci po więcej. Pan Tyson miał rację co do planu, a Philippe dostał mocny cios w twarz. Ale Philippe też jest wojownikiem i tak wiele nauczył się z tego doświadczenia w Polsce. Chciałby z całego serca podziękować organizatorom za wszystko, co zrobili, aby mu pomóc i stworzyć jeden z najlepszych wyścigów kolarstwa ultra z trasą po okręgu. Organizatorzy Race Around Poland mogą być dumni z zawodów, które stworzyli. A Philippe może być również dumny ze wszystkiego, co osiągnął podczas tej imprezy.
Photo: Damian Ługowski