JAK UKOŃCZYĆ NAPRAWDĘ DŁUGI WYŚCIG? ETAP 6. PASJA PRZYCIĄGA.

Czas czytania: około 5 minut

JAK UKOŃCZYĆ NAPRAWDĘ DŁUGI WYŚCIG?  ETAP 6.  PASJA PRZYCIĄGA.

(<<Etap 5)

Kiedy mówiłem mojemu śp. tacie, że zamierzam przejechać w wyścigu przez całe Stany Zjednoczone, spodziewałem się z jego strony zainteresowania, ale też jakiejś dozy wątpliwości. Tata jeździł ze mną na wyścigi, pomagał w logistyce, ale RAAM to był 5 razy większy dystans od tego, który miałem wtedy na koncie. Dlatego z satysfakcją przyjąłem jego duży entuzjazm. Do tej pory pamiętam, że powiedział wtedy "Bardzo się cieszę, popieram i będę wspierał." 

Mój brat też zawsze był gotów do pomocy. Przez lata wykazał wielkie zaangażowanie i wykonał olbrzymią pracę oraz poświęcił ogrom czasu pomagając mi w przygotowaniach oraz wspierając podczas wyścigów. 

Zawsze mogłem i mogę liczyć na moją Gosię, która wspiera wszystkie moje projekty związane z ultrakolarstwem i wyręcza mnie w moich obowiązkach, kiedy wyjeżdżam. Podczas wyścigów Gosia śpi nie wiele więcej niż ja, bo denerwuje się i śledzi kropkę przesuwającą się na mapie w aplikacji monitorującej rywalizację.

Na pół roku przed wyścigiem w Stanach, przypomniałem sobie, że Christoph Strasser (najszybszy ultrakolarz na świecie) powtarza, że sukces w zawodach długodystansowych zależy od 3 czynników, od każdego po równo:

  1. przygotowanie fizyczne
  2. przygotowanie mentalne
  3. zespół wsparcia

Nad pierwszym czynnikiem mocno pracowałem. Trzeci wymagał dopracowania. Drugi - to była dla mnie nowość. Mój trener kolarski - Wojtek - podpowiedział mi, żebym znalazł jakiegoś psychologa. W sumie dość przypadkowo zadzwoniłem do Michała. Opowiedziałem mu kim jestem i co zamierzam. Okazało się, że jest w pobliżu i już za godzinę rozmawialiśmy w cztery oczy. Zanim spotkanie się skończyło Michał oświadczył: "Ja już widzę siebie, kiedy jadę za Tobą w pacecar'ze przez Stany" 

Ambitne przedsięwzięcia przyciągają ludzi. Szczególnie kiedy są one już na zaawansowanym etapie i widać, że to nie tylko mrzonki czy halucynacje. Oczywiście cel zespołu w czasie przygotowań i wyścigu jest jeden, wspólny dla wszystkich. Podczas naszego udziału w RAAM było to: "Bezpiecznie doprowadzić Remka do mety". Każdy miał to wypisane na teamowej koszulce. Natomiast udział w takim projekcie każdy uczestnik może przekuć na własne cele i własny rozwój w przyszłości. 

Michał po powrocie z RAAM nawiązał współpracę z kolejnymi zawodnikami oraz managerami biznesu, Jarek wspierał logistycznie sztafetę dziennikarzy i aktywistów z Warszawy do Kijowa w "Biegu na Majdan", Jacek swoimi zdjęciami z RAA wygrał Grand Press Foto, a Kubie opowieść o suportowaniu mnie w RAAM troszeczkę pomogła w rekrutacji do sklepu sportowego. Za to Zbyszek wsiadł na rower i zaczął codziennie dojeżdżać do pracy bez względu na pogodę. 

Wiem, że także Leszek, Jacek, Czarek, Robert, Mateusz, Martyna, Mariusz, Krzysiek, drugi Mateusz, Kuba, Maciek, Piotrek, Wojtek, Andrzej, Darek, drugi Maciek oraz wszyscy byli i obecni załoganci Teamu Ultrakolarz zostali przyciągnięci przez pasję, przeżyli piękną przygodę a to doświadczenie zostało z nimi na zawsze i dało im zupełnie nowe możliwości.

Co więcej, nawet osoby, które nie dostały się do Teamu na RAAM, ale uczestniczyły w warsztacie team buildingowym, oceniły, że było to coś szczególnego i nigdy wcześniej nie brali udziału w podobnym projekcie udziału. 

Zresztą mało kto ma możliwość spędzenia weekendu w następujący sposób: Przyjeżdżasz w piątek wieczorem do Warszawy. Meldujesz się w budynku ursynowskiej szkoły i dowiadujesz, że na własną prośbę na 48h Twoja wolność zostaje ograniczona do dwóch sal lekcyjnych. W jednej odbywa się praca, w drugiej odpoczynek. Na początek Ultrakolarz przedstawia swój plan ukończenia wyścigu czasie poniżej 12 dni a następnie wsiada na trenażer i przez następne 44 godziny schodzi z niego tylko do toalety i na krótki sen do sali obok. W tym czasie ty z kilkunastoma nieznanymi Ci osobami budujesz zespół pod okiem 2 psychologów. Jesteś prowokowany do konfliktu, od czasu do czasu masz za zadanie nakarmić kolarza, a nawet go wymasować, chociaż wcześniej tego nie robiłeś. Kiedy okazuje się, że zawodnik zapadł na Shermer's neck musisz coś zaradzić, chociaż pod ręką masz tylko to, co zwykle zabiera się na wyścig. Sznurek, taśma klejąca, kawałek rurki... Na koniec masz uczestniczyć w wyborze szefa zespołu. Nie mówiąc już o tym, że przez te 48h dowiadujesz się, dlaczego naprawdę chciałeś jechać do Stanów i być może w niedzielę po południu jest to inny powód niż myślałeś, że jest w piątek wieczorem.

Żadna dyscyplina sportu nie jest dyscypliną indywidualną. Jeśli robisz coś na wysokim poziomie, nigdy nie jesteś sam. Zaangażowanie i determinacja produkują wyniki. Wyniki przyciągają ludzi. Ludzie wzmacniają energię projektu. Po wyścigu energia idzie z ludźmi w świat i kiełkuje w innych projektach.

(Etap 7>>)

  • Autor: Remek Siudziński
  • Data wpisu: 23.04.2024