JAK UKOŃCZYĆ NAPRAWDĘ DŁUGI WYŚCIG? ETAP 5. TRUDNOŚCI I WĄTPLIWOŚCI

Czas czytania: około 6 minut

JAK UKOŃCZYĆ NAPRAWDĘ DŁUGI WYŚCIG? ETAP 5. TRUDNOŚCI I WĄTPLIWOŚCI

(<<Etap 4)

Możesz mieć najlepszy plan i znaleźć czas na jego realizację, ale i tak zawsze napotkasz trudności. Niektóre będą na Ciebie czyhać w Twoim otoczeniu. 

Przygotowując się do RAA zastała mnie śnieżna zima. Jazda na zewnątrz stała się niebezpieczna z powodu oblodzenia jezdni. Zacząłem więc trenować pod dachem. W salonie. Treningi zaczynałem dość późno. Wiadomo - w ciągu dnia praca, potem życie rodzinne. Zwykle wsiadałem na trenażer, kiedy rodzina szła spać. To jednak było źródłem problemu. Żona nie mogła zasnąć przy dźwiękach towarzyszących treningowi. Rano musiała wstawać do pracy. Postawienie trenażera na macie izolującej sprzęt od podłoża też nie pomogło.

Wpadłem na pomysł, żeby przenieść się na balkon. Postawiłem trenażer na posadzce. Byłem zadowolony ze swojej kreatywności w pokonywaniu problemów i determinacji do wykonania treningu. Tego dnia miałem w planie trening szybkościowy. Przy małym obciążeniu rozkręcałem korbę do 180 obrotów na minutę. 

Po którymś z kolejnych interwałów na balkon zapukała moja żona a za nią zobaczyłem procesję sąsiadów. Długo mnie namierzali, zanim zlokalizowali źródło hałasu. Jeden z sąsiadów mieszkał 4 piętra pod nami. Grzecznie poprosili żonę, żeby nie robiła prania z wirowaniem o 2 w nocy... Cóż... okazało się, że napędzony trenażer doskonale wzbudza wibracje w betonowej konstrukcji bloku.

Kombinowałem dalej. Znalazłem - a wtedy nie było to dość popularne - siłownię czynną 24h na dobę. Tam targałem swój trenażer prawie każdej nocy, instalowałem go w siłowni i robiłem trening. Musiałem używać swojego sprzętu, bo te dostępne na siłowni niestety nie nadawały się do mojego treningu. 

Wszystko trwało do momentu, kiedy pewnej nocy wchodząc na siłownię przeczytałem ogłoszenie: "Prosimy nie wnosić własnego sprzętu". Na szczęście wtedy nastała już wiosna i mogłem się przenieść z treningami na szosę.

Kolejne "kłody" to opinie na mój temat, które miałem okazję czytać w Internecie. Były osoby, które nie wierzyły w powodzenie mojego startu w Race Across America i jawnie to komunikowały. W jednym ze sklepów rowerowych spotkałem się nawet z opinią, że mi się nie uda, skierowaną wprost do mnie. Prosto w oczy i uszy.

Takie sytuacje mi nie pomagały. Mimo dużej determinacji sam miewałem wątpliwości. W takich chwilach one narastały. Z perspektywy czasu traktuję je jako znak, że moje wyzwanie było naprawdę ambitne. 

Za radą Michała, trenera mentalnego, na miesiąc przed startem w US, wyłączyłem się ze śledzenia Internetu i social mediów, aby odciąć niepotrzebne wiadomości.

Pamiętam też wywiad, jakiego udzielałem przed RAAM dla jednej ze stacji radiowych. Dziennikarz podsycał emocje pytając mnie o "morderczy wyścig" i "nadludzki wysiłek" a ja odpowiadałem na pytania w zasugerowanym w ten sposób klimacie. Zaraz po wywiadzie zadzwonił do mnie Michał, zrugał mnie i zapytał przy czym ja teraz jestem? Czy przy cierpieniu, bólu i nadludzkim wysiłku czy w przededniu realizacji życiowego marzenia w czasie pełnej energii i radości podróży przez piękny kontynent?

Nawet bez bodźców z zewnątrz w mojej głowie kłębiły się różne myśli. Przecież dwa razy mi się nie udało w RAA. Raz musiałem się wycofać z powodu choroby a drugim razem nie zmieściłem się w limicie czasu. W jaki sposób przejadę teraz wyścig, który jest dwa razy dłuższy niż ten w Austrii? 

Z drugiej strony mogłem przecież dostrzec progres. Przez ostatnie kilka lat, rok po roku na wyścigach pokonywałem coraz dłuższy dystans. 1008km, 1600km, 2200km... Byłem na dobrej drodze. 

Michał powiedział mi wtedy: "Jest tak, jak myślisz, że jest". Jeśli myślisz, że to będzie morderczy wyścig, to taki właśnie będzie. Jeśli odbierasz go jako nagrodę za 10-letni okres przygotowań, to będzie on nagrodą, wisienką na torcie. 

Co więcej - nauczyłem się odpowiedzialności za swoje myśli. Złe myśli przeszkadzają w wykonaniu sportowym. Wątpliwości, koncentracja na bólu sprawiają, że organizm odmawia kontynuowania wysiłku lub zmniejsza jego intensywność. Dobre myśli są dodatkowym paliwem. Nauczyłem się wzbudzać w sobie nastroje, które mnie inspirowały, zachęcały do mocniejszego naciskania na pedały. Wdzięczność, wzruszenie, radość działały podczas wyścigu jak dodatkowe kalorie dostarczane do ciała.

Na koniec - jedna technika, dzięki której pokonywałem w sobie "lenia" domagającego się odpoczynku w piątek, po całym tygodniu pracy biurze. Zamiast wyjścia wieczorem na trening organizm pragnął odreagowania na kanapie przed telewizorem. Właśnie w piątki toczyłem ze sobą największą walkę przed wyjściem na trening. Im dłużej prowadziłem tą batalię na myśli, tym częściej przegrywałem. W końcu zawsze znajdowałem kilka powodów, dla których lepiej było zostać w domu. "Odpoczynek dobrze mi zrobi", "miałem ciężki dzień w pracy", "czuję się niewyraźnie"... 

Zwierzyłem się Michałowi z tych rozterek, a ten dał mi prosty przepis. Po pierwsze - dostałem zadanie, aby z góry określić 3 obiektywne powody, dla których powinienem zostać w domu, zamiast iść na trening.

W moim przypadku były to:

  1. jestem chory
  2. mam niesprawny rower
  3. jestem pilnie potrzebny w domu ze względu na rodzinę

Teraz sprawa była prosta. Przed każdym treningiem sprawdzałem sobie tylko te 3 rzeczy. Jeśli byłem zdrowy, miałem sprawny rower i w domu było wszystko ok, ubierałem się szybko, zamykałem za sobą drzwi i wsiadałem na rower. Po kwadransie rozgrzewki byłem już pełen energii a w głowie nie było już żadnych "leniwych myśli".

Czasem po prostu lepiej jest wyłączyć myślenie i działać automatycznie...

Foto: Jacek Turczyk (Race Around Austria 2013)

(Etap 6>>)

  • Autor: Remek Siudziński
  • Data wpisu: 18.04.2024